poniedziałek, 4 lipca 2016

Kocie historie codzienne

Opiszę dziś kilka historyjek z udziałem kotów moich i nie tylko.
Historia nr 1:

Dreyfus siedzi na klatce schodowej czekając na swego pana ukochanego, by go przywitać wrzaskiem, siedzi tak już od pół godziny, niestety w kluczowym momencie słyszy, że ktoś nadchodzi i nie jest to ta właściwa osoba, lecz jakaś większa grupa. Idzie więc do góry,a na IV piętro, ale okazuje się, że goście udają się tam w odwiedziny do sąsiadów, którym urodziło się dziecko; są to dwie kobiety i mała dziewczynka. Dreyfus więc rozpaczliwie usiłuje je wyminąć, co widzę przez wizjer. Otwieram drzwi, żeby pokazać, że nie jest to jakiś zbłąkany kot, lecz Dreyfus po prostu :) Panie i dziecko komentują krótko obecność kota i królewicz wbiega do domu na 30 sekund przed swym wiernym sługa z rowerem. A to pech.
To nie koniec. Jakieś dwie godziny później siedzimy sobie, każde w innym pokoju, i słyszymy jak owa grupa schodzi na dół, a dziecko woła: "Kotek, gdzie jest kotek, gdzie poszedł ten kotek?". No cóż, mogę jedynie podejrzewać, co zajmowało wyobraźnię dziecka podczas oglądania noworodka. Zakład, że była to domniemana obecność kota za drzwiami? :)

Historia nr 2:

Siadam na podłodze, by pomedytować. Jest to trudne z kotami, bo zawsze mają lepsze pomysły na spędzanie przeze mnie wolnego czasu, i trudne latem, gdy okna są otwarte, a za oknami: kosiarka, wiertarka, piła, młot pneumatyczny, dmuchawa, śmieciarka i czołg. No, może nie czołg, tylko stary zdezelowany samochód.
No więc siadam na podłodze, ale na łóżko obok od razu wskakuje Dreyfus i zaczyna ugniatać. Próbuję się skupić mimo wszystko. Mruczenie narasta i zaczynam się dziwić, że Dreyfus umie tak głośno. Zerkam. Obok niego siedzi Dorin w tej samej pozie i tak samo ugniata. Mrucząc jak kosiarka. No cóż, myślę, może koty też medytują. Pomruczały, udeptały łóżko i zasnęły. O tak:




Historia nr 3:

Już nie zmory DD, lecz kotka "z zoologicznego". Wiem o niej tyle, że opiekuje się nią pani ze sklepu i że ma na imię Alutka, jest śliczną buraską i spaceruje sobie po centrum miasta. A ja wchodzę właśnie do kamienicy za rogiem, w której znajduje się kolektura Lotto - na dole jest hol, z którego wchodzi się po lewej stronie na klatkę schodową, a na wprost jest okienko owej kolektury. Alutka wchodzi ze mną, zresztą drzwi są otwarte. W zębach trzyma mysz. Mocno. Idzie na górę po schodach, gdzieś tam znika i okropnie miauczy. Za chwilę schodzi i kręci się na dole. Klienci nic nie widzą, nic nie słyszą, jak to ludzie. Jedni zajęci przy okienku, inni telefonują. Alutka w kącie wygląda, jakby zamierzała w następnej chwili zacząć konsumować mysz. Po krótkim namyśle postanawiam jednak skłonić ją do wyjścia, na wypadek gdyby jednak ktoś zauważył ów proceder. Ludzie bywają nerwowi. Kotka znika za drzwiami.

No. To tyle kotów na dziś :) Aha, gdyby ktoś miał wątpliwości, czy kot wysterylizowany poluje, to Alutka była świetnym żywym dowodem. Z mniej żywym dowodem w paszczy.



czwartek, 23 czerwca 2016

Lato, lato i po lecie...


A tak serio dopiero się zaczęło, ale ponieważ jak tylko się zacznie, to zaraz dnia zaczyna ubywać, to ja mam wrażenie, że ten ciepły okres zbyt szybko się kończy. Co nie znaczy, że kocham upały - a może bym kochała, gdyby nie fakt, że jednak bardzo mnie męczą. Koty wbrew pozorom też. Bo jak wytłumaczyć fakt, że budzi mnie dopiero mąż wracający do domu o 6:30 po nocnej zmianie, a nie Dorin o 4? Choć dziś Dreyfus się wyłamał i o 1:30 polował na nieznanego owada za szafką. O ile to był owad. Reszty nocy nie pamiętam. Wiem tylko, że gdy idę spać, Dorin mruczy na kanapie, a gdy się budzę, zerka na mnie z szafy, gdzie wyleguje się na stosie kartonów po rozmaitych drobnych sprzętach AGD (typu suszarka, blender czy waga), których w swej zapobiegliwości nie wyrzuciłam.
Koty (odpukać) zdrowe, niektóre trochę za grube, ale za to zwinne i chętne do biegania. Nie ma to jak odkryty w kanapie stary, nie do końca wyłysiały patyk z piórkami albo zielone jabłuszko prosto z drzewa. I biegamy, niestety we dwie, bo ktoś musi rzucać albo machać.
A potem śpimy tak:
A ci, którzy nie biegają, też śpią:


sobota, 9 kwietnia 2016

Dorin ma już 2 lata

Oj tak, tak szybko to zleciało. Choć Dorin wciąż myśli, że jest małym kotkiem, to jednak wielkością przerosła (!) Dreyfusa - jest nie tylko cięższa, ale "na oko" dłuższa. A także szybsza i zwinniejsza, co nie przeszkadza mu dać jej po pyszczku, gdy siada tam, gdzie sobie Królewicz nie życzy. Tak poza tym Dreyfus jednak przegrywa pojedynki jako ciapa pospolita :)

Wracając do Dorin, to jest taka półsłodka zmora, jak to wino, które dziś widziałam w sklepie:
http://www.bdsklep.pl/zmora-750ml-cabernet-sauvignon-wino-izraelskie-czerwone-polslodkie,id-45311 (To nie jest reklama, po prostu rozbawiło mnie to).

Dla przypomnienia kilka zdjęć z wczesnego dzieciństwa Naczelnej Zmory:









poniedziałek, 1 lutego 2016

Mamy się dobrze

Dawno nas nie było na blogu, ale piszemy na Facebooku i coś niecoś tam już zdradziliśmy (ludzie i koty, rzecz jasna).
U nas dobrze, śpimy, biegamy, drapiemy i miauczymy. A ludzie czasem śpią, a czasem nie, na razie chyba nie miauczą.
Mieliśmy ostatnio trochę przeżyć - a to sikorki na balkonie, a to gość futrzasty w klatce.
Dreyfus: Zobaczyłem coś takiego biało-czarnego, siedziało w kuwecie na żwirku i pachniało dziwnie... poszedłem obwąchać. Nie wydawało się groźne. Ale postanowiłem być ostrożny: 


Potem już nie chciałem wejść, bo to coś mnie wołało i straciłem ochotę, ale mnie Duża zaniosła. Buczałem. Coś wyciągnęło łapę, to mu dałem po pysku i se poszłem. Nie będzie mi tu podskakiwać.

Dorin: A ja się tak bałam, że musiałam się skradać z brzuchem prawie na podłodze i niewiele wiem. Tylko to, jak pachniał ten młody. Bo jak już sobie poszedł, to obwąchałam wszystko dokładnie i jeszcze przez 3 dni wypatrywałam, czy skądś nie wyłazi. Nie wylazł. Duża mówi, że on się nazywa Kuleczka i inna Duża go zawiozła Do jakiegoś Krakowa i ona tam rządzi jakimiś kotami i psem. Ja tam nie wiem, co to znaczy.




Kuleczka to kotek, którego urodziła bezdomna kotka na naszym osiedlu. Kotka prawdopodobnie w sierpniu została wyrzucona z powodu ciąży, urodziła 3 kociaki, niestety na skutek apeli cudownej administracji spółdzielni o zamykanie okienek piwnicznych kotki zostały zamknięte na długo, a po otwarciu był już tylko jeden. Nie wiadomo, co się stało z pozostałymi.
Kotka, o roboczym imieniu Malinka, trafiła do innej fajnej Dużej, została wysterylizowana i już od ponad tygodnia mieszka w nowym domu. Jest przekochana.



Wyjątkowo dobre samopoczucie po sterylizacji prezentuje na filmiku powyżej :)
I to tyle o zmorach na dziś :)

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Dorin: jak zrobić katastrofę

Z kotkami trudno się nudzić. Człowiekowi od razu przechodzi bezsenność, gdy jest budzony o 4 rano i marzy, żeby się normalnie przespać przynajmniej 6 godzin. Ale to się praktycznie nie zdarza. No w każdym razie lecznicze są, przynajmniej jeśli chodzi o bezsenność.
A dziś atrakcje były inne. Niech przemówi sprawczyni:
No wienc jak sobie Duzi poszli z kuchni, to ja sobie byłam wskoczyłam na lodówke, a bo lubie, a potem sobie wchodze na drzwi i sie kiwam. Ale sie kiwnońć nie zdążyłam, bo coś strasznie huknęło, łupnęło, brzdęknęło i uciekłam tak szypko, że Dreyfusowi pewnie wonsy zafalowały. No i schowałam sie.
Duża przyszła zobaczyć katastrofe, a tam wszędzie takie dziwne kolczaste przezroczyste i pełno takich okrongłych błyszczoncych. No i chciałam powąchać, ale mnie wygoniła. Potem wyciągnęła potwora jeszcze, to uciekłam na szafę. Lepiej uważać, bo kto wie, co on może wymyślić.

A tłumacząc na ludzki - Dorin wskoczyła na lodówkę i zrzuciła stamtąd słoik z drobniakami, który rozpadł się na milion kawałków, zapewniając mi dobre pół godziny sprzątania. A i tak pewnie jeszcze niejeden kawałek znajdę w jakimś zakamarku. Uciekała z prędkością światła. Dobrze, że to tylko monety, bo na stole stał inny słoik - z nalewką z głogu. Już sobie wyobrażam sprzątanie góry głogowych owoców rozsypanych po całej kuchni i wycieranie wszystkiego ;)


sobota, 7 listopada 2015

Wstyd i w ogóle

No bo tak, Duża obiecała, że napisze, a nie pisze, leń jak nie wiem co. A tu upalne lato już fiu fiu, dawno za nami, przyszedł listopad! I zima niedługo, i już na balkon nie pójdziemy, bo nam tyłki przymarzną.

No to Duża się pokaja i może napisze, co u kotołaków, poza tym, że dobrze.
Lato było upalne, więc się każdy relaksował, jak umiał, niektórzy w miejscach najlepiej wentylowanych, a inni np. nas kuchennym jeziorem. Generalnie było nie do wytrzymania:




Co widać chyba po minie.

Dorin:
Nie mam czasu pisać, bo jestem zajęta bardzo, nadzoruję jakieś monty - siedzę na drabinie albo wiszę i wydaję instrukcje albo przesuwam po podłodze gazety, trzeba to robić bardzo szybko, bo one uciekają. To jest bardzo ciężka praca i pobrudzająca - mam od niej pomarańczowe brwi, łapy i ogon.
Niedawno Duzi zabrali Dreyfusa na wycieczkę, a jak wrócił, to chodziłam za nim i wąchałam, wąchałam, wąchałam, nie wiedziałam, czy mi się to podoba czy nie - ale potem zabrali mnie i nie podobało się! Zamknęli mnie w pudełku i w takim ciasnym pokoju na mnie szczekała bestia i chciała mnie zjeść! Znowu! Bo z bestiami to ja już mam doświadczenie i już więcej nie chcę. Na szczęście wróciłam cała i już się nigdzie nie wybieram, co to to nie!





Dreyfus:
Byłem na wycieczce, nie bardzo mi się to podobało, bo mnie coś ugryzło, myślałem, że osa, ale to podobno była jakaś szczypiomka. I jeszcze mi coś wrzucili do buzi, a wtedy się okazało, że mi się zomb rusza i będzie wypadywał. No kto to widział, jestem przecież jeszcze prawie kocim oseskiem, choć mleczaki już zmieniłem na stałe! A taki jeden Duży kiedyś mówił, że jak mi się nie polepszy, to mi się pogorszy i będę szybko bezzombnym kotem... Wtedy to już nie wiem, jak będę gryzł tę drugą, bo przecież trzeba ją gryźć... Tylko niech ona sobie nie myśli, że ja nie chcę być też ugryziony, bo przecież jak ona mnie nie gryzie, to ją wołam głośno i żałośnie, aż przyjdzie i się weźmie do roboty!
A tak naprawdę to i tak lubię tylko wychodzić na schody z Dużym i tam się ocierać o barierki i mruczeć, i drapać Dużego, jak mnie źle głaska. Taki jestem wdzięczny. No.
A tak wracałem po szczypiomce

 

czwartek, 23 lipca 2015

4 lata Dreyfusodręczycielstwa :)

Tak tak, dziś mija 4 lata, odkąd zamieszkał z nami Dreyfus i niepodzielnie panuje, drąc mordkę o każdej porze dnia i nocy, jak przystało na krewnego tureckiego vana :) Oczywiście zanim został starym maruda, był wariatem, stąd jego imię - jak wiadomo doktor Dreyfus (Janusz Dreyfus) to wariat, który leczył porody u koni, król absurdu i w ogóle. A Dreyfus The Cat w młodości biegał również ja wariat, ciągle rozbijając sobie głowę o meble i nic sobie z tego nie robiąc (zapewne człowiek po zderzeniu z szafą mógłby się nabawić wstrząśnienia mózgu).
I pomyśleć, że trafił do nas jako chudzinka ze zniszczonymi poduszeczkami...
Dzisiejszy dzień spędził jak zwykle, choć ostatnie dni są dla kotów męczące, bo jest baaardzo gorąco. Trzeba się więc wyciągnąć:

No i taki jestem śliczny. W sekrecie powiem, że mnie ludzie biorą za kotkę, wrr.