czwartek, 23 lipca 2015

4 lata Dreyfusodręczycielstwa :)

Tak tak, dziś mija 4 lata, odkąd zamieszkał z nami Dreyfus i niepodzielnie panuje, drąc mordkę o każdej porze dnia i nocy, jak przystało na krewnego tureckiego vana :) Oczywiście zanim został starym maruda, był wariatem, stąd jego imię - jak wiadomo doktor Dreyfus (Janusz Dreyfus) to wariat, który leczył porody u koni, król absurdu i w ogóle. A Dreyfus The Cat w młodości biegał również ja wariat, ciągle rozbijając sobie głowę o meble i nic sobie z tego nie robiąc (zapewne człowiek po zderzeniu z szafą mógłby się nabawić wstrząśnienia mózgu).
I pomyśleć, że trafił do nas jako chudzinka ze zniszczonymi poduszeczkami...
Dzisiejszy dzień spędził jak zwykle, choć ostatnie dni są dla kotów męczące, bo jest baaardzo gorąco. Trzeba się więc wyciągnąć:

No i taki jestem śliczny. W sekrecie powiem, że mnie ludzie biorą za kotkę, wrr.

środa, 8 lipca 2015

Rok z Dorin

Trochę się zaniedbaliśmy blogowo, bo nie mamy za wielkich ambicji, ale też nie dzieje się nic szczególnego, więc nam się nie chce. Tzn. mnie się nie chce pisać, a kotom ruszać łapami, bo jest upał i śpią, przynajmniej w dzień, bo w nocy to już nie za bardzo. Przez jakiś czas Dorin zrobiła się grzeczniejsza i nie budziła nas o 4 rano, ale ostatnio wróciła do tego zwyczaju i znowu drapie łóżko od spodu, wydając z siebie kotsmickie piski... Czasem się udaje ją uspokoić głaskaniem, a czasem nie.
Oczywiście najpierw muszę wstać i udać się do kuchni, bo gdy tylko postawię stopy na podłodze, kotek galopem wybiega spod łóżka... No więc w kuchni odprawiamy rytuały z głaskaniem, mruczeniem, ocieraniem się i tarzaniem po podłodze, przy czym o takiej porze ja się ledwie trzymam na nogach, a jak usiądę, to się zastanawiam, czy jeszcze wstanę. Bywa też tak, że po sesji głaskaniowej kładzie się na trochę, ale wkrótce znowu zaczyna drapać, wtedy daję jej trochę jedzenia z puszki, którego wcale nie chce - choć jak się położę, to podjada co nieco i przychodzi na parapet, żeby umyć pyszczek.
Ale miałam też wspomnieć o tym, że dokładnie rok temu znaleźliśmy Dorin, o czym pisałam tutaj. Oczywiście tak jak wcześniej nie wyobrażałam sobie życia z drugim kotem, tak teraz nie wyobrażam sobie bez, nie dlatego, że tak ją kocham (choć to też), ale dlatego, że kot dosłownie organizuje życie, przynajmniej u nas. Dokładniej dwa koty, ale dziś dzień Dorin, więc ją wymieniam jak pierwszą. No bo to nie jest tak, że one sobie gdzieś tam siedzą, a my się zajmujemy swoimi sprawami - one aktywnie domagają się uwagi i nie chodzi tu wyłącznie o karmienie, wręcz przeciwnie. O ile psa można nauczyć, żeby poza godzinami spacerów czy zabawy trzymał się swojego wyznaczonego miejsca w domu, o tyle kotu nie da się niczego narzucić. Nie znaczy to, że kot nie rozumie - on po prostu nie zamierza się stosować. Dlatego koty przypominają mi małe dzieci i na odwrót - małe dzieci przypominają mi koty. Jak się na coś uprze, to jeśli go fizycznie nie usuniesz z danego miejsca (co może i zapewne spotka się z protestem), to możesz sobie mówić - nie posłucha, a nawet jeśli, to na krótko.
Tu nasuwa mi się przykład pewnej pani spacerującej z chłopczykiem (na oko 1,5-2-letnim) w okolicy mojego okna. Codziennie słyszę, jak do niego mówi (a jest to swoisty słowotok): Tomek, nie idź tam, Tomciu, zostaw, Tomek, mówię do ciebie, nie ruszaj tego, bo sobie krzywdę zrobisz, Tomciu, no widzisz, a mówiłam, kiedy ty się nauczysz, ile razy mam mówić, widzisz, co zrobiłeś... itd. I tak w dzień w dzień, a tym atrakcyjnym miejscem jest składowisko kostek brukowych porzucone przy budowie nowego śmietnika. Tak samo (no prawie) ja mówię do kotów, które wypatrzyły owada lecącego do mojej lampki nocnej - skaczą po szafce, wywalając stamtąd wszystko, skaczą po mnie i za nic mają moje gadanie. A owadów o tej porze roku jest pod dostatkiem.
Wracając do Dorin, którą ciągle nazywam maleństwem, choć jest już prawie tak duża jak Dreyfus, to w ogóle nie wydoroślała, tzn. chyba nadal myśli, że jest małym kotkiem, sądząc po szaleństwach, które się tu codziennie odbywają. Przy niej Dreyfus jest królem powagi, ponurym starym kocurem, Jego Różowością ze słodkimi stópkami (proszę wybaczyć napływ infantylizmu).
I kilka zdjęć, słabych, ale są. Najpierw razem:
Pod starą zasłoną, myśli, że jej nie widzimy:
Sen w upalny dzień:

A tu pilnuje drzwi, żeby nikt nie zamknął:
Jak widać, niestety tłuszczyku na brzuszku nie brakuje, ma to pewnie po dużych :)