czwartek, 23 czerwca 2016

Lato, lato i po lecie...


A tak serio dopiero się zaczęło, ale ponieważ jak tylko się zacznie, to zaraz dnia zaczyna ubywać, to ja mam wrażenie, że ten ciepły okres zbyt szybko się kończy. Co nie znaczy, że kocham upały - a może bym kochała, gdyby nie fakt, że jednak bardzo mnie męczą. Koty wbrew pozorom też. Bo jak wytłumaczyć fakt, że budzi mnie dopiero mąż wracający do domu o 6:30 po nocnej zmianie, a nie Dorin o 4? Choć dziś Dreyfus się wyłamał i o 1:30 polował na nieznanego owada za szafką. O ile to był owad. Reszty nocy nie pamiętam. Wiem tylko, że gdy idę spać, Dorin mruczy na kanapie, a gdy się budzę, zerka na mnie z szafy, gdzie wyleguje się na stosie kartonów po rozmaitych drobnych sprzętach AGD (typu suszarka, blender czy waga), których w swej zapobiegliwości nie wyrzuciłam.
Koty (odpukać) zdrowe, niektóre trochę za grube, ale za to zwinne i chętne do biegania. Nie ma to jak odkryty w kanapie stary, nie do końca wyłysiały patyk z piórkami albo zielone jabłuszko prosto z drzewa. I biegamy, niestety we dwie, bo ktoś musi rzucać albo machać.
A potem śpimy tak:
A ci, którzy nie biegają, też śpią:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz