poniedziałek, 14 grudnia 2015

Dorin: jak zrobić katastrofę

Z kotkami trudno się nudzić. Człowiekowi od razu przechodzi bezsenność, gdy jest budzony o 4 rano i marzy, żeby się normalnie przespać przynajmniej 6 godzin. Ale to się praktycznie nie zdarza. No w każdym razie lecznicze są, przynajmniej jeśli chodzi o bezsenność.
A dziś atrakcje były inne. Niech przemówi sprawczyni:
No wienc jak sobie Duzi poszli z kuchni, to ja sobie byłam wskoczyłam na lodówke, a bo lubie, a potem sobie wchodze na drzwi i sie kiwam. Ale sie kiwnońć nie zdążyłam, bo coś strasznie huknęło, łupnęło, brzdęknęło i uciekłam tak szypko, że Dreyfusowi pewnie wonsy zafalowały. No i schowałam sie.
Duża przyszła zobaczyć katastrofe, a tam wszędzie takie dziwne kolczaste przezroczyste i pełno takich okrongłych błyszczoncych. No i chciałam powąchać, ale mnie wygoniła. Potem wyciągnęła potwora jeszcze, to uciekłam na szafę. Lepiej uważać, bo kto wie, co on może wymyślić.

A tłumacząc na ludzki - Dorin wskoczyła na lodówkę i zrzuciła stamtąd słoik z drobniakami, który rozpadł się na milion kawałków, zapewniając mi dobre pół godziny sprzątania. A i tak pewnie jeszcze niejeden kawałek znajdę w jakimś zakamarku. Uciekała z prędkością światła. Dobrze, że to tylko monety, bo na stole stał inny słoik - z nalewką z głogu. Już sobie wyobrażam sprzątanie góry głogowych owoców rozsypanych po całej kuchni i wycieranie wszystkiego ;)


sobota, 7 listopada 2015

Wstyd i w ogóle

No bo tak, Duża obiecała, że napisze, a nie pisze, leń jak nie wiem co. A tu upalne lato już fiu fiu, dawno za nami, przyszedł listopad! I zima niedługo, i już na balkon nie pójdziemy, bo nam tyłki przymarzną.

No to Duża się pokaja i może napisze, co u kotołaków, poza tym, że dobrze.
Lato było upalne, więc się każdy relaksował, jak umiał, niektórzy w miejscach najlepiej wentylowanych, a inni np. nas kuchennym jeziorem. Generalnie było nie do wytrzymania:




Co widać chyba po minie.

Dorin:
Nie mam czasu pisać, bo jestem zajęta bardzo, nadzoruję jakieś monty - siedzę na drabinie albo wiszę i wydaję instrukcje albo przesuwam po podłodze gazety, trzeba to robić bardzo szybko, bo one uciekają. To jest bardzo ciężka praca i pobrudzająca - mam od niej pomarańczowe brwi, łapy i ogon.
Niedawno Duzi zabrali Dreyfusa na wycieczkę, a jak wrócił, to chodziłam za nim i wąchałam, wąchałam, wąchałam, nie wiedziałam, czy mi się to podoba czy nie - ale potem zabrali mnie i nie podobało się! Zamknęli mnie w pudełku i w takim ciasnym pokoju na mnie szczekała bestia i chciała mnie zjeść! Znowu! Bo z bestiami to ja już mam doświadczenie i już więcej nie chcę. Na szczęście wróciłam cała i już się nigdzie nie wybieram, co to to nie!





Dreyfus:
Byłem na wycieczce, nie bardzo mi się to podobało, bo mnie coś ugryzło, myślałem, że osa, ale to podobno była jakaś szczypiomka. I jeszcze mi coś wrzucili do buzi, a wtedy się okazało, że mi się zomb rusza i będzie wypadywał. No kto to widział, jestem przecież jeszcze prawie kocim oseskiem, choć mleczaki już zmieniłem na stałe! A taki jeden Duży kiedyś mówił, że jak mi się nie polepszy, to mi się pogorszy i będę szybko bezzombnym kotem... Wtedy to już nie wiem, jak będę gryzł tę drugą, bo przecież trzeba ją gryźć... Tylko niech ona sobie nie myśli, że ja nie chcę być też ugryziony, bo przecież jak ona mnie nie gryzie, to ją wołam głośno i żałośnie, aż przyjdzie i się weźmie do roboty!
A tak naprawdę to i tak lubię tylko wychodzić na schody z Dużym i tam się ocierać o barierki i mruczeć, i drapać Dużego, jak mnie źle głaska. Taki jestem wdzięczny. No.
A tak wracałem po szczypiomce

 

czwartek, 23 lipca 2015

4 lata Dreyfusodręczycielstwa :)

Tak tak, dziś mija 4 lata, odkąd zamieszkał z nami Dreyfus i niepodzielnie panuje, drąc mordkę o każdej porze dnia i nocy, jak przystało na krewnego tureckiego vana :) Oczywiście zanim został starym maruda, był wariatem, stąd jego imię - jak wiadomo doktor Dreyfus (Janusz Dreyfus) to wariat, który leczył porody u koni, król absurdu i w ogóle. A Dreyfus The Cat w młodości biegał również ja wariat, ciągle rozbijając sobie głowę o meble i nic sobie z tego nie robiąc (zapewne człowiek po zderzeniu z szafą mógłby się nabawić wstrząśnienia mózgu).
I pomyśleć, że trafił do nas jako chudzinka ze zniszczonymi poduszeczkami...
Dzisiejszy dzień spędził jak zwykle, choć ostatnie dni są dla kotów męczące, bo jest baaardzo gorąco. Trzeba się więc wyciągnąć:

No i taki jestem śliczny. W sekrecie powiem, że mnie ludzie biorą za kotkę, wrr.

środa, 8 lipca 2015

Rok z Dorin

Trochę się zaniedbaliśmy blogowo, bo nie mamy za wielkich ambicji, ale też nie dzieje się nic szczególnego, więc nam się nie chce. Tzn. mnie się nie chce pisać, a kotom ruszać łapami, bo jest upał i śpią, przynajmniej w dzień, bo w nocy to już nie za bardzo. Przez jakiś czas Dorin zrobiła się grzeczniejsza i nie budziła nas o 4 rano, ale ostatnio wróciła do tego zwyczaju i znowu drapie łóżko od spodu, wydając z siebie kotsmickie piski... Czasem się udaje ją uspokoić głaskaniem, a czasem nie.
Oczywiście najpierw muszę wstać i udać się do kuchni, bo gdy tylko postawię stopy na podłodze, kotek galopem wybiega spod łóżka... No więc w kuchni odprawiamy rytuały z głaskaniem, mruczeniem, ocieraniem się i tarzaniem po podłodze, przy czym o takiej porze ja się ledwie trzymam na nogach, a jak usiądę, to się zastanawiam, czy jeszcze wstanę. Bywa też tak, że po sesji głaskaniowej kładzie się na trochę, ale wkrótce znowu zaczyna drapać, wtedy daję jej trochę jedzenia z puszki, którego wcale nie chce - choć jak się położę, to podjada co nieco i przychodzi na parapet, żeby umyć pyszczek.
Ale miałam też wspomnieć o tym, że dokładnie rok temu znaleźliśmy Dorin, o czym pisałam tutaj. Oczywiście tak jak wcześniej nie wyobrażałam sobie życia z drugim kotem, tak teraz nie wyobrażam sobie bez, nie dlatego, że tak ją kocham (choć to też), ale dlatego, że kot dosłownie organizuje życie, przynajmniej u nas. Dokładniej dwa koty, ale dziś dzień Dorin, więc ją wymieniam jak pierwszą. No bo to nie jest tak, że one sobie gdzieś tam siedzą, a my się zajmujemy swoimi sprawami - one aktywnie domagają się uwagi i nie chodzi tu wyłącznie o karmienie, wręcz przeciwnie. O ile psa można nauczyć, żeby poza godzinami spacerów czy zabawy trzymał się swojego wyznaczonego miejsca w domu, o tyle kotu nie da się niczego narzucić. Nie znaczy to, że kot nie rozumie - on po prostu nie zamierza się stosować. Dlatego koty przypominają mi małe dzieci i na odwrót - małe dzieci przypominają mi koty. Jak się na coś uprze, to jeśli go fizycznie nie usuniesz z danego miejsca (co może i zapewne spotka się z protestem), to możesz sobie mówić - nie posłucha, a nawet jeśli, to na krótko.
Tu nasuwa mi się przykład pewnej pani spacerującej z chłopczykiem (na oko 1,5-2-letnim) w okolicy mojego okna. Codziennie słyszę, jak do niego mówi (a jest to swoisty słowotok): Tomek, nie idź tam, Tomciu, zostaw, Tomek, mówię do ciebie, nie ruszaj tego, bo sobie krzywdę zrobisz, Tomciu, no widzisz, a mówiłam, kiedy ty się nauczysz, ile razy mam mówić, widzisz, co zrobiłeś... itd. I tak w dzień w dzień, a tym atrakcyjnym miejscem jest składowisko kostek brukowych porzucone przy budowie nowego śmietnika. Tak samo (no prawie) ja mówię do kotów, które wypatrzyły owada lecącego do mojej lampki nocnej - skaczą po szafce, wywalając stamtąd wszystko, skaczą po mnie i za nic mają moje gadanie. A owadów o tej porze roku jest pod dostatkiem.
Wracając do Dorin, którą ciągle nazywam maleństwem, choć jest już prawie tak duża jak Dreyfus, to w ogóle nie wydoroślała, tzn. chyba nadal myśli, że jest małym kotkiem, sądząc po szaleństwach, które się tu codziennie odbywają. Przy niej Dreyfus jest królem powagi, ponurym starym kocurem, Jego Różowością ze słodkimi stópkami (proszę wybaczyć napływ infantylizmu).
I kilka zdjęć, słabych, ale są. Najpierw razem:
Pod starą zasłoną, myśli, że jej nie widzimy:
Sen w upalny dzień:

A tu pilnuje drzwi, żeby nikt nie zamknął:
Jak widać, niestety tłuszczyku na brzuszku nie brakuje, ma to pewnie po dużych :)



poniedziałek, 25 maja 2015

Ospałość posterylizacyjna

No bo proszę państwa, podobno jest coś takiego. Kto to ma, tego nie wiem. Skoro kot przesypia 2/3 doby, to chyba przesypianie tylko 1/3 jest jakąś reakcją paradoksalną? Oczywiście mowa o Dorin-wariatce, zwanej okazjonalnie p ę d o l i n o :)
Od czasu do czasu moje "maleństwo" ma ataki takiego szaleństwa, że się zastanawiam, co za chwilę poleci i gdzie wyląduje. Szafy pokonuje w takim tempie, że nie nadążam wzrokiem i zawsze myślę, że ludzie, nawet najlepsi sportowcy, są po prostu żałości w swej łamagowatości i ociężałości w porównaniu z nawet najmniej zwinnym kotem.
Dreyfusowi do Dorin daleko, tzn. potrafi ją gonić w podobnym tempie, ale nie umie tak zgrabnie skakać, bo przed skokiem musi się dobrze przyjrzeć i wymierzyć odległość. Dorin, mimo że już nie jest taka malutka (to niestety jedyny mankament - potworne łakomstwo, choć nie wiem, czy to efekt sterylizacji, czy po prostu tak ma), podskakuje tak lekko, jakby miała w środku baloniki z powietrzem.
Dorin, jak się już obudzi, to tak prędko spać nie pójdzie. Tak że gdy wstanie o 4, to człowiek może o spaniu zapomnieć (a wstaje tak codziennie). Poza tym jest, zwłaszcza jak na kota, bardzo aktywna. Ostatnio biegała bez ustanku przez prawie 3 godziny, na koniec zawijając się w łazienkową matę, jednym ruchem. Gdyby człowiek próbował wykonać taki manewr, zapewne tylko by się potłukł. A to efekt:

wtorek, 12 maja 2015

A gdyby tak zakwitnąć na wiosnę?

Moje koty, jak pewnie większość, bardzo interesują się ziemią w doniczkach, a Dorin także tym, co z nich wyrasta, zwłaszcza jeśli jest jadalne. Wiadomo, że im większa donica, tym lepsza, można wykopać ziemię, można ją przewrócić i biegać po tym, co się rozsypało, a najlepiej w ogóle wspiąć się na fikusa i udawać, że to drzewo (skutek jest taki, że fikus nie ma szans na zachowanie prostej sylwetki i mocno się pochylił mimo niedawnego przesadzania). Ostatnio oba kotki postanowiły wykorzystać donicę w inny sposób (na szczęście nie jako kuwetę), czyli przespać się w niej. Myślę, że liczyły na zapuszczenie korzeni i może pojawienie się jakichś dorodnych kwiatostanów, jak to w maju. Niestety nie leżały wystarczająco długo, jednak na sesję fotograficzną zdążyły się załapać:


środa, 29 kwietnia 2015

Małe przegrupowania...

Tym razem będzie seria paskudnych, nieostrych zdjęć, zrobionych moim cudownym aparatem, który zupełnie nie akceptuje ciemności, za która uważa światło występujące w pokoju (jak wiadomo wbrew pozorom wcale nie takie jasne).
Wracając do rzeczy - rzecz się tyczy szaf i praw do nich - tych w "dużym pokoju", bo na inne Dreyfus nie ma szans wskoczyć. Początkowo to był jego ostatni azyl, potem pewnego dnia Dorin po wielu piszczących próbach od niechcenia tam wskoczyła, aż opanowała to miejsce do tego stopnia, że Dreyfus przestał tam bywać. Ale i jej się znudziło, więc pewnego dnia Dreyfus wrócił na szafę i zasnął. Oj, nie podobało się. Siedziała pod biurkiem z oczętami wlepionymi w konkurenta i wydawała z siebie złowieszcze (kotmiczne) piski. Teraz za to bywa, że są tam oboje, a jak Dreyfus wskakuje (ma drogę przez fotel i mniejsze szafki), to nieraz łapie go za nogi i gryzie. A czasem trzeba się wyminąć, co poważnie grozi spadnięciem i zrzuceniem jeśli nie telewizora, to przynajmniej wielu drobiazgów leżących niżej. Tak więc o mijaniu to historia :)

Siedzę wygodnie...
aż tu ktoś nadchodzi...
Ale że co, że jak???
Bezczelny, jednak nie rezygnuje... może go zrzucę po drodze...





No nie udało się, trudno... wypuścisz nas duża???
Z braku siatki i mnogości roślin nie jest to takie proste - szelki, smycze, te sprawy. Duży wróci, to będzie wyprowadzał kotki to tu, to tam :)




poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Nocne manewry

A dziś coś o tym, z powodu czego wiele osób zamordowałoby kota albo chociaż wywaliło go z domu. No cóż, moja tolerancja nie jest co prawda wielka, ale jak na razie koty żyją i mają się chyba nieźle (choć czasem stosuję przemoc ;)). Takich nocy jak dzisiejsza bywało już wiele, trudno wybrać najgorszą, zresztą tak jak z dziećmi - z czasem wspomnienia się zacierają.

Zasnęłam pewni ok. 0:30 (czytam), po czym zostałam o 3:04 obudzona przez trzaskające drzwi do łazienki. Tak, to była Dorin. Tż (= towarzysz życia) też się obudził i wstał do niej, po czym wymyślił, że skoro hałasuje, to może chce jeść i ją nakarmił musem z puszki. O 3 w nocy. Dodam, że chrupki mają stale dostępne. Oczywiście wcale jeść nie chciała, wiec tż wrócił do łóżka, a Dorin wznowiła działalność drzwiową. Wstał po raz drugi. Druga runda - mruczenie, przytulanie, powrót do łóżka - drzwi. Nie personifikuję kotów, ale podejrzewam, że drapanie drzwi jest dla niej jakąś metodą zwracania na siebie uwagi, zresztą skuteczną.
O 3:42 w końcu wstałam. Poszłam do kuchni i miziam kotka. Kotek się turla i mruczy. Wypiłam z pół litra wody, najpierw zimnej, potem gorącej. O 3:55 przyszedł Dreyfus domagając się wypuszczenia na klatkę schodową. Otworzyłam drzwi. Poszedł. Za parę minut przyszedł tż, od razu dostał ochrzan, że nie po to wstaję, żeby on łaził, jak miał spać. No więc on teraz nie może spać. Ok. 4:08 wrócił Dreyfus, przywitał tż-a pod drzwiami (łaaa!) i poszedł piętro wyżej. Tż wrócił do łóżka. Dorin wręczyłam gigantyczną gumkę recepturkę, zapewniając jej zabawę na długi czas, a sobie chwilowy spokój. W końcu Dreyfus wrócił do domu. Położyłam się po ok. godzinie, oczywiście nie mogąc zasnąć. Potem zasnęłam, przez chwilę chyba było cicho, a o 5:30 Dorin wznowiła działalność... No to w sumie tyle na temat. Przecież zresztą wiadomo, że człowiekowi wystarczy 2,5 godziny snu, a nawet ma z tego efektowne, poprawiające urodę fioletowe wory pod oczami, co jest nie do przeceniania, jak się jest kobietą dobiegającą czterdziestki ;)
Dobrze, że przynajmniej koty nie mają takich problemów z urodą.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Urodziny Dorin

Na dziś, 9 kwietnia, ustaliliśmy urodziny Dorin. Oczywiście jest to data umowna, oddalona mniej więcej o dziewięć miesięcy (i jeden dzień) od dnia zrzucenia jej przez kosmitów na krzaczek (a może po prostu była spóźnionym kotkiem na wierzbie, chociaż to nie była wierzba). Od tego czasu urosła pięciokrotnie (dosłownie), nabrała charakteru, a jest to charakter bardzo miły i bardzo psotny zarazem. No i mocno uciążliwy w godzinach porannych, mimo usilnych prób ignorowania trzaskania drzwiami (gdy są otwarte) i dobijania się do drzwi (gdy są zamknięte), przeplatanych drapaniem łóżka od spodu metodą przejazdów na plecach ;) Ostatnio nie ma darcia firanki, ale jak tylko się spotkają z Dreyfusem na parapecie, dają sobie po pyszczkach, bo Dreyfus nie lubi, jak mu się zajmuje jego upatrzone miejsce. A Dorin nie będzie przecież mu ulegać.
Tak więc dziś w ramach świętowania chciałam zrobić kilka zdjęć i nawet pamiątkowy filmik z turlaniem się, jednak to się wyraźnie jubilatce nie spodobało...



Do tego parę zdjęć zwisania:
I kwintesencja dorinowatości:
Bo trzeba wiedzieć, że Dorin ma dwie miłości: jedzenie i zabawę. No i trochę nas, tak jakoś podejrzewam :)

piątek, 27 marca 2015

Chcesz mieć kota, porzuć perfekcjonizm

I nie myśl, że cokolwiek będzie należeć tylko do ciebie...

Są koty mniej i bardziej nachalne, do tych mniej należy Dreyfus, a do tych drugich Dorin... Nie ma już chyba miejsca, w którym nie była, potrawy, której nie spróbowała i kawałka ściany, której nie drapała. Chciałeś człowieku zjeść kanapkę z serkiem topionym? Dorin też:
Chciałeś umyć zęby? Dorin też :)
Chcesz mieć tapety w domu? Dorin nie chce... woli drapak :)

Albo próbuje wymusić remont, kot wie ;)

Miałeś kredkę i myślałeś, że tylko ty jej możesz używać? Otóż nie, nie ma takiej opcji:
Chciałeś oglądać tv? Niestety, pilot nie działa. Ale na co komu tv, jeśli może podziwiać kota.

Niestety wanna też zajęta:
Ręka dużego również...

A na koniec mój nieco dawniejszy gość, który też nie zamierzał odmawiać sobie kanapki :)




Tak więc jeśli kogoś przeraża obecność kota na blacie, oblizywanie kanapek, picie z kranu, przesiadywanie w wannie i zostawianie wszędzie sierści, to zdecydowanie nie polecam takiego towarzysza życia, bo co prawda można nie pozwolić kotu na coś (chodzenie po stole, spanie na łóżku), ale tylko do czasu, gdy się tego osobiście pilnuje, w dodatku często za cenę kociego stresu. Dodam, że odrobaczony, zdrowy kot nie stanowi zagrożenia epidemiologicznego, bo największym zagrożeniem dla człowieka jest inny człowiek, a zwłaszcza kontakt z instytucjami zajmującym się zdrowiem (takimi jak szpitale), ze względu na obecne w nich antybiotykooporne bakterie. Jakoś tak poważnie na koniec wyszło, ale wokół kotów krąży tyle mitów, że trudno się czasem nie odnieść.

wtorek, 10 marca 2015

Kocie przygody

Tak sobie myślimy i myślimy (z kotami), co by tu napisać, aż tu nagle życie samo dostarcza tematów, tylko duża za wolno myśli i nie udokumentowała fotograficznie (ale będzie zdjęcie zastępcze). Tak więc jestem w kuchni i robię śniadanie, a koty w pokoju, bawią się albo nie wiem co. Coś szeleści, myślałam, że tunel, jednak za chwilę wchodzę i co widzę? Ano fikus w 27-litrowej doniczce, świeżo przesadzony, z mokrą i bardzo czarną ziemią, leży sobie na podłodze, a ziemia jest wszędzie. Dorin sobie po tym depcze i roznosi ją łapkami. Tak że tego... śniadanie poszło w odstawkę, za to w ręce znalazła się łopatka, a potem też szufelka ze zmiotką, pół godzinki i posprzątane... Nawet się nie warto było denerwować, bo kot i tak nie rozumie, czemu się złoszczę, skoro jest tak fajnie.
No ale ów upadek wcale nie był tak straszny, żeby się ponownie nie wspinać na drzewo. Które zapewne wkrótce upadnie znowu, bo to nie był pierwszy raz. A kiedyś to nawet udało się gałąź złamać:
Ale co tam drzewo. Dreyfus to miał przygody. Pewnego razu dużemu przestał działać dzwonek w telefonie, a że mamy stacjonarny, to próbowaliśmy z niego zadzwonić na komórkę. Telefon stał na szafce, przez którą postanowił przebiec Dreyfus, ciągnąc za sobą kable i najwidoczniej nacisnął redial, bo za chwilę okazało się, że z telefonu domowego zadzwonił na komórkę... Tak więc już wiemy, że jakby co, to kot potrafi nawet zatelefonować :) Oczywiście umie również włączyć drukarkę (pewnie chce wydrukować ulotki, żeby go ktoś uratował przed więzieniem u nas), na pilocie tv nacisnąć takie guziczki, że uruchamia się menu, z którego nie umiemy wyjść. No ale jak się wyrosło z takiego wariata...

Dreyfus przyda się również przy naprawie roweru. Bezbłędnie wynajduje dziurki w dętce i przykłada do nich nos. Pewnego wieczoru znajdował się jednak w pobliżu roweru, a wtedy usłyszeliśmy straszny huk. Okazało się, że z nieznanych przyczyn pękła dętka (w rowerze szosowym napompowana do niebotycznych 8 atmosfer), co go śmiertelnie wystraszyło i resztę wieczoru spędził na łóżku, nerwowo zerkając w kierunku drzwi i bojąc się zejść... Taki właśnie jest Dreyfus.
Jeszcze trzy słowa o Dorin, która lubi się opalać, co chciałam uwiecznić aparatem, niestety nie wyraziła zgody i ugryzła mnie w kolano :)


Nie będzie mi duża przeszkadzać w opalaniu. To mówiłam ja, Dorin!