poniedziałek, 23 lutego 2015

Przedstawiamy się: Dreyfus

Cześć. Tu Dreyfus. Przynajmniej tak mówią. Chyba o mnie. Albo do mnie. Np. "Dreyfus, przestań" albo "Dreyfus, nie wolno". Zupełnie nie rozumiem, z czym mają problem. Nie mogą po prostu wstać i otworzyć tych drzwi? Przecież wczoraj mogli. Wczoraj, czyli zanim zasnąłem, bo to chyba jest 'wczoraj'?

Już nie pamiętam, jak to było, kiedy byłem gdzie indziej, nie tu. Bo podobno żyłem sobie wesoło na zielonej trawce...czy na kostce brukowej... no i miałem wszystkie atrybuty męskości, jak widać:
Mógłbym powiedzieć, że mnie ich podstępnie pozbawili, ale tak prawdę mówiąc, to w ogóle tego nie pamiętam... Tyle że już mi się wcale nie chce sikać na zasłony, wolę do kuwety. Tylko zakopywać jakoś ciągle nie umiem, a jak przyszła ta mała, to zakopywała za mnie. Jej mina mówiła, że śmierdzi i to tak nie wypada. Ja to wszystko wiem i się bardzo staram, próbuję "te rzeczy" przykryć wszystkim, tylko nie żwirkiem, bo on mi się jakoś spod łap wymyka, paskudny.

Duża mówi, że jestem strasznie marudny. Tak marudny, że nawet ona się ze mną równać nie może. Pewnie dlatego zanim przyszedłem do tych dużych, odwiedziłem w domach kilka osób z tego osiedla, ale nigdzie nie zostałem na dłużej. Jedna pani (podobno z fundacji) powiedziała, że ja w domu nie funkcjonuję. No nie wiem. Pewnie, że wolałbym mieć ogródek. A nie wychodzić na jakimś sznurku...

Chociaż to też było fajne, stawałem się od razu dzikim zwierzem, tarzałem się w posikanej trawce i nie dawałem się ludziom dotknąć... Raz nawet przyniosłem 7 pcheł. Duża mnie za karę posmarowała czymś na grzbiecie i dostałem szału, toczyłem pianę z pyska i uciekałem po szafach... Zdaje się, że udało mi się odrobinę tego zlizać, ale niestety tylko trochę. Duża mówiła, że na szczęście i następnym razem to już tak zrobiła, że nie mogłem :( Ale i tak wpadłem w szał, tylko już bez piany.

 Wracając do rzekomego marudzenia. Ja wcale nie marudzę, tylko lubię sobie pogadać. Jak mi smutno i jak wesoło to też. Jak widzę coś przez okno, to komentuję głośno. Duzi przecież też ciągle gadają. Najwięcej mówię, jak siedzę przy drzwiach. No bo oni jacyś głupi są chyba? Raz nie wystarczy powiedzieć, żeby otworzyli? Bo ja chcę sobie na schodach posiedzieć albo żeby duży też poszedł i mnie drapał po grzbiecie. Wtedy ocieram się o balustradę i stukam w nią kłem. Głośno stukam, a co.

Najbardziej jednak lubię gadać rano, tak o czwartej. Bo oni jak śpią, to chyba źle słyszą. W razie czego dołączam pazury. Duża mówi, że ma fobię, bo jeszcze wydrapuję nitki z wykładziny i raz jedną zjadłem. Miała ze 30 cm i wystawała z tej drugiej strony. Wyszła, więc nie wiem, o co ten szum. Potem jak mi się chciało spać i nie chciało jeść, to duża spanikowała i pognała ze mną w jedno okropne miejsce, chociaż było aż -17! Tam mnie pokłuli, a takie jedno, co się nazywało jakoś "witanima cy", to tak bolało, że się obraziłem i powiedziałem, że więcej tam nie idę. Ale okazało się, że nie mam nic do gadania. Wstrętni duzi mnie potem ciągle porywali, bo mi się z oka coś leje, wielkie mi co. Podrapię i po sprawie. Potem się umyje. Ale żeby mi tak z tego powodu wlewać coś do oka to jest już skandal! I to jeszcze codziennie i prze tyle dni... W ogóle jak idę w to okropne miejsce, to wybieram emigrację wewnętrzną i udaję, że nie żyję. Tylko spocone stopy i czerwony nos mnie zdradzają. Poniżej zdjęcie poglądowe stóp i nosa w stanie normalnym.

Tak w ogóle, to duża się martwi, że jestem nieszczęśliwy, ale mówi też, że to duży mnie rozpuścił jak jakiś bicz. A ja myślałem, że to masło się rozpuszcza... No ale duży za to mnie uszczęśliwia, tzn. wypuszcza na korytarz (nie klatkę, bo klatka się kotom jakoś źle kojarzy). A o 4 rano to mi nawet pozwala iść do piwnicy. To znaczy raz sam uciekłem, to teraz pozwala. Mówi, że o tej porze nikogo tam nie ma, tylko jestem ja. Duża mówi też, że się umówiłem z karaluchami. Ja tam żadnego karalucha nie spotkałem. Chyba, bo i tak nie wiem, co to takiego. Za to mole znam, mam wielkie zasługi w tępieniu moli, bo one smaczne są.
Czasem więc ten duży nie chce wstać, to go wołam, no i cała filozofia. W końcu co jakiś czas sam wstaje, a potem gdzieś idzie. Na wszelki wypadek budzę go zawsze, żeby zdążył, bo pewnie idzie polować (na moje chrupki i kiełbaski).
A czasem wcale nie chcę wychodzić, tylko popatrzeć, jak duży trzyma drzwi.
Rozgadałem się strasznie, ale już tak mam. Chyba pójdę teraz coś chrupnąć, ale na pewno odezwę się jeszcze. No to pa.

2 komentarze:

  1. Ale się pośmiałam. :)
    Całusy w te cudne łapiszonki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to się nie ma z czego śmiać, to najprawdziwsza prawda :)

      Usuń